Festiwal Książki Intelektualnej „Pradmowa” zakończył się w stolicy Litwy. Będzie jednak kontynuowany od 24 do 26 października w Pradze, stolicy Czech, a w listopadzie w dwóch polskich miastach – Warszawie i Poznaniu. Jednocześnie wydarzenia festiwalowe będzie można śledzić online na stronie internetowej festiwalu.

Ze znanym białoruskim poetą i tłumaczem Andrejem Chadanowiczem rozmawiamy o festiwalu „Pradmowa”, jego wyjątkowości i literaturze wartej przeczytania.
RR: Co wyróżnia festiwal „Pradmowa”? Odbywa się pod hasłem „Ptaki bez gniazd” – przesłaniem naszej słynnej białoruskiej poetki Łarysy Geniusz.
Andrej Chadanowicz: Myślę, że organizatorzy tegorocznej „Pradmowy”, wybierając hasło, nie reagowali tylko na fakt, że słynne wspomnienia Łarysy Geniusz zostały wznowione w Białymstoku przez „Kamunikat” i Centrum Kultury Białoruskiej w dwóch językach jednocześnie – w oryginale białoruskim i polskim. To nie tylko hołd, ale także wyraźne odzwierciedlenie faktu, że nie udało nam się osiągnąć optymistycznego sprintu. Nie rzucaliśmy kapeluszami w zło, nie umarło ono od naszego optymistycznego kichnięcia. Jesteśmy świadomi zjawiska bezdomności. I to jest inny rodzaj bezdomności, w zależności od tego, gdzie jesteśmy – w samej Białorusi, gdzie najlepsi Białorusini są zapewne duszeni bezsilną złością na widok tego, co dzieje się tuż obok. I nie mamy na to wpływu. Więc, zgodnie z testamentem Karatkiewicza, nosimy ze sobą nasze niebo i budujemy nasze Małe Białorusie z daleka.
I „Pradmowa” jest na tle tego, że prezydent się zmienił – finansowanie ustało, powiały inne wiatry koniunkturalne, populiści zamiast „Chwała!” zaczęli krzyczeć „Hańba!” w każdym kraju. I niby powinniśmy się poddać, nasza samoocena powinna spaść, a my powinniśmy się zdemotywować. A „Pradmowa” pokazuje, że świat jest niedoskonały, psy szczekają, karawana musi iść dalej, a praca musi być wykonana.
I znów dzieje się ten cud spotkania Białorusi i Białorusi po obu stronach granicy białorusko-europejskiej. I znów pojawiają się książki, które jakimś cudem zostały wydane w Białorusi, pomimo wszystkiego, co się tam dzieje. I książki, które, też cudem, wyrastają ponad powierzchnię innych języków i kultur, gdzie jesteśmy. I jestem pewien, że część z nich trafi na Białoruś w torbach, a inne już dotarły z Białorusi do Białorusinów. I oczywiście każdy będzie kupował nie tylko dla siebie, ale także dla swoich przyjaciół, dla swoich krewnych. Innymi słowy, jesteśmy bez własnego ministerstwa kultury, bez wsparcia własnego państwa, uczymy się wspierać się nawzajem, administrować, być swoimi własnymi ministerstwami i być swoją własną kulturą. Jak w tym filmie o kolejnym Terminatorze: „Jeśli nas słyszysz, jesteśmy ruchem oporu”. Jesteśmy kulturową, świadomie białoruską Białorusią.

RR: Jako pisarz, jakie książki poleciłby Pan czytelnikom?
Andrej Chadanowicz: Jestem poetą-autorem, który wciąż nosi w sobie swojego tłumacza. Dlatego oczywiście zareaguję na fakt, że nadal tłumaczy się starożytną klasykę, że mamy „Eneidę” Wergiliusza w pogoni za „Iliadą”, że mamy „Teogonię” Hezjoda, że gorąco polecam ten starożytny rzymski i grecki klasyk w formie wiersza. Z drugiej strony, tak jak poprzednio, dzięki Igorowi Kulikowowi, dzięki Kaciarynie Macijewskiej, tłumaczone są najbardziej poczytne i najpopularniejsze książki. Proszę nie przegapić kolejnej części sagi o „Wiedźminie” Andrzeja Sapkowskiego. I nowość, która po prostu musiała się pojawić i zgrać z „Pradmową” – „Diuna” Franka Herberta. Łapcie, przeczytajcie!
Cały wywiad na białoruskiej wersji strony racyja.com.
Białoruskie Radio Racyja
