BY
PL
EN

Białoruskie Radio Racyja. 98,1 FM – Białystok, Grodno. 99,2 FM – Brześć

Radio online

Ukraina mu pomogła, a potem zabrała. Mija dwa miesiące od zniknięcia białoruskiego żołnierza

Minęły dwa miesiące od śmierci białoruskiego ochotnika Alaksieja Awdieja, o pseudonimie „Ryży”. Gość Racji, białoruska działaczka diaspory na Ukrainie Iryna Łukaszenka, wspomina Alaksieja i opowiada również o tym, jak diaspora pomaga żołnierzom.

RR: Rozmawiamy z tobą w dniu, w którym twój przyjaciel odszedł na dwa miesiące, Aleksiej odszedł. Opowiedz nam, jaki był, jak go wspominasz.

Iryna Łukaszenka: Myślę, że chciałby usłyszeć dobre słowo o sobie. Gdybym miała wymienić jedną jego największą zaletę, to z pewnością byłaby to szczerość. Szczerość we wszystkim, i ze wszystkimi. Starał się żyć tak wszędzie, gdziekolwiek by się nie znalazł, czy na wojnie, ale też po prostu w życiu, bo nie ukrywał przed drugim człowiekiem swoich dobrych, ale i złych stron. Żył tak, jak czuł. To i tak bardzo niewiele, żeby go opisać, bo zazwyczaj ludzie, my, żyjemy tak, żeby pokazywać tylko to, co dobre, a te ciemniejsze strony staramy się ukrywać. Myślę, że Aleksiej też uczył nas, żebyśmy pozwolili sobie na szczerość.

RR: Jak trafił do wojska? Czyli jak trafił na Ukrainę? Co go tu przywiodło?

Iryna Łukaszenka: W 2020 roku brał udział w protestach na Białorusi. Kilkakrotnie go zatrzymywano. Za drugim razem został dotkliwie pobity i zabrała go karetka. Niemal natychmiast po tym opuścił Białoruś, bo było jasne, że już i tak się od niego nie odczepią. Mieszkał w różnych krajach, w tym na Ukrainie. Najmocniej żył na Ukrainie. Lubił Ukrainę, był wdzięczny, że te państwo go uratowało, przyjęło.

Chwilę, bo tylko podczas najmocniejszej eskalacji konfliktu, wyjechał do Gruzji, ale kiedy dowiedział się, jak to wygląda, to postanowił wrócić na Ukrainę, czyli tam, gdzie pomogli jemu. Pojawiły się problemy z dokumentami, nie przyjechał od razu, to było gdzieś w kwietniu.

Podobało mu się tutaj, był wdzięczny temu krajowi za to, że go uratował, że mu pomógł. W momencie rozpoczęcia wojny na pełną skalę był w Gruzji.  Kiedy to wszystko się zaczęło, od razu postanowił tu przyjechać, żeby pomóc Ukrainie, która mu pomogła. Były problemy z dokumentami. Nie przyjechał od razu, to musiał być kwiecień. Rozwiązał problemy z dokumentami, przyjechał i poszedł walczyć. Jak załatwił papiery, to od razu przyjechał i poszedł walczyć.

RR: Rozumiem, że ten człowiek był bardzo wrażliwy na niesprawiedliwość, tak?

Iryna Łukaszenka: Tak, ale nie tylko tutaj, taki był wszędzie, wszędzie tam, gdzie był. Dobrze Pani podsumowała, bo był to człowiek wrażliwy na niesprawiedliwość. Jeśli wiedział, że coś złego się dzieje u jego przyjaciół, to zawsze pomagał, nie trzeba było jego prosić. Szedł do walki, można powiedzieć, za prawdę.

RR: Czy można teraz informować, żeby nie mówić zbędnych rzeczy, co dokładnie mu się stało? Wiem, że zginął podczas jakiejś misji bojowej, może są znane jakieś szczegóły?

Iryna Łukaszenka: Wiem, że zdarzyło się to podczas szturmu. Pierwszy dostał postrzał. Śmiertelny. Jeszcze był przytomny przez kilka godzin. To jest strefa, gdzie wciąż trwają walki, więc nie da się go stamtąd jeszcze wyciągnąć.

RR: Czyli, jak rozumiem, to jeszcze się to nie wydarzyło.

Iryna Łukaszenka: Tak, dlatego jest to bardzo trudne, kiedy nie ma ciała, a ludzie zawsze starają się mieć jakąś nadzieje, bo może jest w niewoli, może jest coś jeszcze innego. Ludzie szukają zawsze jakiejś nadziei, której mogliby się zaczepić, i wierzyć, że ktoś może jeszcze żyje. Mając nadzieję zawsze można wierzyć, ale to nie jest pierwszy przypadek, gdy ciała pozostają na polu bitwy, w tym również poległych Białorusinów, to miało miejsce w 2022, 2023 i, teraz, w 2025 roku. Są przypadki, że niektórzy czekają na ciała żołnierzy od 2022 roku.

Cała rozmowa dostępna tu: racyja.com/by

Białoruskie Radio Racyja